12. Don't bother

105 7 0
                                    

J u l i a n n e
Czasami na prawdę nie rozumiałam samej siebie. Co się ze mną stało, że poczułam się tak bezbronna, zraniona i zasmucona? Jestem przecież adwokatem! W moim zawodzie nie ma miejsca na okazanie słabości.

Jestem też przede wszystkim człowiekiem i mam prawo czuć się źle.

Głupie uczucia.

Oszalałam. Nie mogłam więcej znieść siedzenia  na jakimś pustkowiu. Wkurzało mnie, że nie mogłam działać. Coraz bardziej irytowało mnie towarzystwo dwóch mężczyzn, z którymi zmuszona byłam spędzać swój czas. Ale znalazł się także plus: uwolniłam się od Ducha. Marne pocieszenie, ale przynajmniej mogłam prawie spokojnie zasnąć.

Pewnego dnia, gdy w raz z Malikiem przygotowywałam śniadanie dla naszej trójki, do kuchni wszedł Liam trzymając coś za plecami. Spojrzałam na niego przelotnie i powróciłam do nakładania sera, szynki i innych składników na kanapki.

Tak, długo chowam urazę, nie potrafię komuś ot tak wybaczyć. Ale Payne wciąż się starał. Próbował przekonać mnie, że na prawdę jest mu przykro. Wierzyłam, że tak jest.

Poprosił Mulata o opuszczenie pomieszczenia, który zrobił to dopiero wtedy gdy go o to poprosiłam.

- Julianne... - zaczął szatyn postępując kilka kroków w przód.

- Tak, wiem. Jest ci potwornie przykro, już to słyszałam. - odparłam beznamiętnie nie odwracając się w jego stronę. Mężczyzna westchnął ciężko. Słyszałam jak odkłada coś na drewniany stół o odcieniu wiśni, a on sam bezszelestnie podszedł do mnie i - ku mojemu zdziwieniu - mocno się we mnie wtulił.

- Przepraszam. - wyszeptał, a w jego głosie usłyszałam skruchę. Wtedy coś we mnie pękło. I wiedziałam, że nie potrafiłabym się już dłużej na niego gniewać.

- Ja też. - odszepnęłam, gdy stanęłam przodem do niego. Jego orzechowe oczy błyszczały, a na usta wkradł się delikatny uśmiech. I wtedy pomyślałam, że Liam Payne jest na prawdę przystojnym mężczyzną. I gdy ujrzałam falę ulgi, która go zalała oraz radość w jego spojrzeniu doszłam do wniosku, że chcę aby już zawsze był szczęśliwy.

Bo przecież tak dobry człowiek nie zasługuje na ból, prawda?

J a m e s
Miała rację, uświadomiłem sobie. Od początku miała rację.

Zbyt wiele czasu poświęcałem na sprawy, trwogi i kłopoty innych ludzi. Tak bardzo zatraciłem się w swojej pracy, chciałem pomóc wszystkim osobom, które przychodziły do mnie ze swoim problemem. Odnosiłem w tym nie małe sukcesy, ale najgorszą myślą, która się z tym wiązała było to, że nie potrafiłem pomóc samemu sobie.

Może gdybym poświęcał Jules więcej czasu i uwagi nie doszłoby do tego. Może gdybym zdusił w sobie uczucie zranionej dumy blond kobieta była by teraz moją żoną. Może gdyby nie rozpłynęła się w powietrzu miałbym szansę naprawić swój błąd.

Dlaczego wtedy za nią nie wybiegłem?

Och, Julianne. Moja mała, słodka Julianne. Ile ja bym dał aby cofnąć czas i móc zatrzymać cię przy sobie. W końcu nie byłem przecież aż tak okropny by nie zasługiwać na drugą szansę, prawda?

Dlaczego pozwoliłem ci odejść?

Usłyszałem odchrząknięcie. Próbowałem to zignorować, bo jednak użalanie się nad sobą pozwalało mi na oczyszczenie się z pewnych emocji. Chciałem nadal zatracać się w swoim gdybaniu, lecz osoba, która próbowała mnie od tego oderwać robiła to na prawdę skutecznie.

- Ziemia do Jamesa! - kobieta o długich ciemnych włosach pomachcała mi ręką przed twarzą, a ja zamrugałem kilkakrotnie by całkowicie odgonić swoje ponure myśli.

- Zdjęłaś obrączkę. - wypaliłem od razu i bez większego zastanowienia. Od kąd pamiętam wyłapywałem przeróżne szczegóły, które w większości umykały innym ludziom.

Kobieta wywróciła jedynie oczami i posłała mi lekki uśmiech. O zgrozo, jej małżeństwo właśnie się rozpada, a do mojego nawet nie doszło!

- Opowiedz mi wszystko, James. Jak na spowiedzi. - zażądała moja siostra. - Jestem przekonana, że poczujesz się lepiej, gdy nie będziesz dźwigał tego wszystkiego sam. - zachęcała mnie Haley.

- Spieprzyłem wszystko, co tu dużo mówić. - oznajmiłem. - Wszystko to moja wina.

Zacząłem przechadzać się po salonie. Podchodziłem do każdego przedmiotu jaki znalazłem na półce i obracałem w palcach by zająć czymś zszargane myśli. Trzymałem w dłoniach muszelki, które pozbieraliśmy z plaży na naszych wakacjach nad morzem. Miałem wtedy 7 lat, Haley - 6 i podarowaliśmy je naszej mamie, która bardzo się ucieszyła z naszego podarku. I teraz gdy stałem tu mając już o 20 lat więcej pomyślałem, że te czasy są bardzo odległe jakby upłynęło ze 100 lat.

- Nie koniecznie. - siostra wyrwała mnie z transu.

- Hmm? - spytałem zapominając o czym przed chwilą rozmawialiśmy.

- Wina leży też po stronie Julianne. Święta nie jest i na pewno ma swoje za uszami. - powiedziała z mocą w głosie.

Może i miała rację. Gdybym tylko miał nad nią kontrolę!

Porozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut, gdy do pokoju wbiegła moja ciemnowłosa siostrzenica.

- Wujek! - krzyknęła radośnie, a ja z ogromnym uśmiechem wziąłem Sue na ręce i przytuliłem, gładząc jej kręcone włoski.

- Cześć motylku. - pocałowałem dziewczynkę o oliwkowej skórze w czółko i postawiłem ją obok siebie, a zielonooka chwyciła swoją malutką rączką moją dużą dłoń.

- Mamusiu,  mogę pobawić się z wujkiem? - Sue zrobiła słodkie oczka do Haley, która nie była w stanie odmówić swojej córeczce.

Czarnowłosa dziewczynka zapiszczała radośnie i pociągnęła mnie za sobą przez schody do swojego żółtego pokoju.

Sue Stone była inna niż wszystkie inne dziewczynki. Jej ulubionym kolorem nie był róż, lecz słoneczna żółć, zamiast szaleć na punkcie księżniczek, moja siostrzenica szalała na punkcie Finna i Jake'a z "Pory na przygodę".
- Patrz co kupił mi tatuś! - usłyszałem podekscytowany głos zielonookiej dziewczynki, która pokazała mi pluszowego dużego psa z jej ulubionej bajki. A później bawiliśmy się wymyślając swoje własne przygody.

Sue wstała i podeszła do swojego łóżka, próbując unieść materac. Pomogłem jej, a na szczeblach ujrzałem jakąś ciemną książkę.

- Czemu to tu schowałaś, Sue? - zapytałem lekko zdziwiony, ale nie musiałem nawet czekać na jej odpowiedź, bo już ją znałem. Sue nie mogła tego zrobić, przecież miała problem z uniesieniem materaca. Więc musiał zrobić to ktoś inny...

Wziąłem owy przedmiot do ręki, a pod palcami poczułem przyjemny w dotyku zamsz. Otworzyłem brązowy zeszyt na pierwszej stronie i przeczytałem wypisane na niej słowa:
Własność JADE RODGERS

Przestroga: Pamiętaj, że naruszanie czyjejś prywatności jest karalne.

Wpatrywałem się tempo w duże litery zapisane czarnym atramentem, a w głowie miałem tylko jedną myśl: O cholera.

Imposture • PayneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz